Prowadzenie własnej szkoły językowej

„Ja po prostu uwielbiam to, co robię. Chętnie przychodzę do szkoły, bo otaczają mnie tu dobrzy ludzie. Sama ich zresztą wybrałam. A swoich uczniów i ich rodziców znam z imienia”. Chciałabyś móc powiedzieć to samo o swoim miejscu pracy? Przyjdź do nas i sprawdź, czy prowadzenie szkoły językowej da Ci satysfakcję, której poszukujesz.

Jak to się wszystko zaczęło?

„Gdy mój syn miał 3 lata, poszedł do szkoły Helen Doron. Strasznie mi się podobało na tych jego zajęciach. Syn wydawał się nie uważać, a jednak w domu wszystko wiedział. Pomyślałam, że coś musi być w tej metodzie. Jakaś magia” – przyznaje właścicielka szkoły Helen Doron w Łodzi.

 „Marzyłam, że jak wymyślę jakiś biznes, w którym mogę być przy dzieciach, to w to pójdę. Kiedy zobaczyłam reklamę w internecie – „poszukiwany franczyzobiorca w Łodzi” – pomyślałam, że to nie przypadek. Wysłałam więc CV i oddzwoniła Joanna (Cesarz-Krzystanek – Dyrektor Generalny na Polskę Południową). To była bardzo dobra rozmowa. Joanna powiedziała mi, że takiej właśnie osoby poszukuje: z doświadczeniem biznesowym, wiedzą dotyczącą procedur i raportowania, ale też znajomością angielskiego i samego Helen Doron”.

 Dlaczego wybrałam prowadzenie szkoły językowej?

 „Lubię usługi, które są potrzebne, wartościowe, dają ludziom przyjemność. Chciałam znaleźć pracę, którą będę wykonywać dla człowieka, aby pomóc mu w rozwoju. Coś więcej niż sam biznes i zysk finansowy. Teraz mam przekonanie, że w mojej szkole pomagam dzieciom” – opowiada franczyzobiorczyni z Łodzi.

Prowadzenie każdego biznesu – w tym szkoły językowej dla dzieci i młodzieży – powinno się opłacać. Bez tego zamiast satysfakcji pojawi się stres. W pewnym momencie większość ludzi stwierdza jednak, że same pieniądze nie wystarczają. Chcą podążać za jakąś ideą, czuć, że tworzą wartości, które przetrwają dłużej.

A w szkołach Helen Doron mamy poczucie, że kształtujemy dzieci na obywateli świata. Nie tylko wyposażamy ich w umiejętności językowe (a nawet dwujęzyczność), ale również wspieramy ich odwagę, pewność siebie i otwartość na różnorodność.

szkolenie dla właścicieli szkoły językowej

Jak projektowałam swoją szkołę krok po kroku

„Uważam, że prowadzenie szkoły językowej to jest biznes dla ludzi, którzy mają dzieci. Dzięki temu lepiej rozumieją potrzeby zarówno dzieci, jak i rodziców. Łatwiej im domyślić się, czego rodzice oczekują od szkoły dla dziecka” – zapewnia jedna z właścicielek szkół Helen Doron.

 „Sama zaprojektowałam ścieżkę przejścia dziecka w szkole – gdzie położy buty, gdzie ubrania. Tak, aby w szkole było czysto. Zaprojektowałam też życie rodzica w szkole – miejsce z kawą, sofy do siedzenia. Całe życie pracowałam w obsłudze klienta, więc łatwiej mi sobie wyobrazić, czego on oczekuje w danej sytuacji. Zresztą rodzice sami mi mówią, że u mnie jest inaczej, niż gdzie indziej, że czują się zaopiekowani.”

 Jakość jest dla mnie priorytetem

 „Chcę oferować usługę premium, aby się nie wstydzić przed klientami. Prowadząc szkołę staję się przecież twarzą marki i chcę mieć poczucie, że to, co sprzedaję, jest wartościowe i najwyższej jakości. Dla samej marki (jeśli jest silna, rozpoznawalna) przyjdzie do 30% klientów. Reszta to przede wszystkim jakość uczenia (profesjonalizm lektorów), osobowość właściciela szkoły oraz standard lokalu.”

 Jeśli prowadzenie szkoły językowej ma być na najwyższym poziomie, trzeba zadbać o każdy moment styku z klientem:

  • Kanapy i kawa w poczekalni,
  • Efekt wow na zajęciach, a wtedy dzieci nie chcą wychodzić do domu,
  • Życzliwa i pomocna rozmowa w sekretariacie,
  • Nowy, czysty baner wywieszony w mieście,
  • I wiele, wiele innych.

 Wtedy rodzic będzie czuł, że wybrał najlepszą usługę z możliwych i może być spokojny o przyszłość swojego dziecka.

nowa szkoła językowa rybna 2024
prowadzenie ze szkoły językowej
prowadzenie ze szkoły językowej
jaki biznes po powrocie z emigracji
prowadzenie ze szkoły językowej

Firma, w której trzeba być

„Ważne jest, aby być w swojej szkole, spotykać się z rodzicami, zarządzać pracownikami, rozmawiać z klientami’ – wymienia franczyzobiorczyni z Łodzi. „To nie jest biznes, który można zostawić i on sam będzie się kręcić. Ja staram się znać wszystkich swoich klientów z imienia, zapisuję sobie ich numery telefonów i jak dzwonią, witam ich personalnie. Chodzę na zajęcia do różnych grup, opowiadam rodzicom o osiągnięciach ich dzieci. Moich klientów ciągle to dziwi, że ja – jako właściciel – wiem o wszystkim, co się dzieje w szkole, wszystkim się interesuję, nawet sama do nich oddzwaniam, jeśli jest taka potrzeba.”

I dodaje jeszcze: „Dzwonię do każdego klienta, który się wypisuje i dopytuję, czy jest coś, co mogę zrobić, aby został. Szukam rozwiązań. To jest przecież biznes relacyjny, ważna jest rozmowa, bezpośredni kontakt.”

Prowadzenie szkoły językowej – co dla mnie jest najważniejsze

Z perspektywy kilku lat prowadzenia szkoły uważam, że dla właściciela ważne jest, aby:

  • Miał doświadczenie w kierowaniu własną firmą (nawet niewielką) i zarządzanie nią stawiał na pierwszym miejscu (jak najmniej – albo w ogóle – sam uczył, bo te dwie role są trudne do pogodzenia),
  • Dobrze mówił po angielsku – część komunikacji w sieci odbywa się w tym języku, a poza tym ma się możliwość samodzielnego sprawdzenia, jak uczą lektorzy,
  • Uczył wcześniej dzieci (czegokolwiek) – wiedział po prostu, z jakimi wyzwaniami się to wiąże,
  • Potrafił zarządzać ludźmi – rekrutować ich, wspierać w rozwoju, być ich liderem.

Inwestycja w przyszłe pokolenia

„Może to będzie pierwsza praca dla mojego dziecka. Będzie się uczył zarządzania firmą właśnie ode mnie. A ja będę miała komu ten biznes zostawić” – tak myśli właścicielka jednej ze szkół. Bo dobrą, stabilną firmę, która daje bezpieczeństwo finansowe i radość z prowadzenia, warto rozwijać przez pokolenia.