„Własna szkoła językowa” – skąd pomysł? Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o Helen Doron? Jakie to były informacje? 

Ryszard Lukosz: Pierwsze informacje o tej metodzie pojawiły się 6 lat temu, kiedy starsza z córek poszła do 1. klasy, gdzie niektórzy z rodziców zachwalali tę metodę. To było podkreślanie postępów dziecka i przede wszystkim jego chęć uczestniczenia w tych zajęciach.

Czy te rekomendacje zdecydowały, że posłałeś swoje własne dzieci do szkoły Helen Doron?

RL: Tak. A potem była przekonująca lekcja pokazowa. Zdecydowanie przemówił do mnie sposób prowadzenia zajęć, w stosunku do innych szkół językowych. 

Ile lat twoje dzieci uczęszczają na zajęcia Helen Doron i czy lubią na nie przychodzić?

RL: Starsza córka chodzi już 6 lat, a młodsza – 4 lata. Nie trzeba ich namawiać, lubią zajęcia ze swoimi nauczycielami. Między innymi córki same widzą postępy, jakie robią. 

Czy był taki moment podczas nauki twoich dzieci w Helen Doron, gdy poczułeś, że ta metoda działa? Co to było?

RL: Bardzo szybko. Już w 2. miesiącu, podczas wieczornej toalety, kiedy dochodził śpiew z łazienki. I były to piosenki z Helen Doron. Teraz po tym czasie, po tych kilku latach, szczególnie to jest widoczne. Starsza córka w 5. roku nauki zdała egzamin Cambridge A2 Key (KET) – słuchanie, mówienie i pisanie w wieku 12 lat, a młodsza z coraz większą swobodą posługuje się angielskim.

Własna szkoła językowa

Jaki impuls sprawił, że pomyślałeś o własnej szkole Helen Doron?

RL: Potrzeba rozwoju, chęć tworzenia czegoś nowego oraz możliwość uzyskania stabilizacji. Własna szkoła językowa to był naturalny kolejny krok.

Jakie przewagi daje bycie we franczyzie?

RL: Franczyza to gotowa ścieżka prowadzenia biznesu. Bardzo duże wsparcie pedagogiczne i marketingowe, wymiana doświadczeń czy koncepcji w ramach naszych struktur oraz dobre szkolenia. Często te szkolenia organizowane są na podstawie potrzeb napływających ze szkół. Można by tak powiedzieć, że nie muszę o wszystkim myśleć, ponieważ franczyza czasami myśli za mnie.

własna szkoła językowa 

Co wydaje ci się największym wyzwaniem w prowadzeniu szkoły?

RL: Kadra i jeszcze raz kadra. Żeby odnieść sukces w tej branży, trzeba zbudować zaufanie u klienta oraz zaufanie u ich dzieci, a następnie je utrzymać czyli musimy spełniać obietnice. Aby to zrealizować, sama metoda i franczyza nie wystarczy. Znalezienie odpowiednich ludzi jest trudne, ale nie niemożliwe. A jak się ich znajdzie, to prowadzenie szkoły jest przyjemnością.

 A co daje ci najwięcej satysfakcji?

RL: Możliwość kontaktu z naprawdę fajnymi ludźmi w naszych strukturach, mój osobisty rozwój oraz bardzo pozytywny odbiór klienta i jego zadowolenie. Kiedy te wszystkie puzzle wskoczą na swoje miejsce, wtedy naprawdę chce się to robić.

Czy poleciłbyś innym założenie własnej szkoły Helen Doron? Jeśli tak, to jakbyś ich zachęcił?

RL: Franczyza Helen Doron różni się od wielu innych franczyz. Przede wszystkim tym, że tak, jak to jest w moim przypadku, czuję się partnerem, a nie tylko wykonawcą. Partnerem, który ma wpływ na to, co się dzieje w Helen Doron. Czy ponownie podjąłbym taką decyzję? Tak.

Ryszard Lukosz

Właściciel szkoły Helen Doron w Dąbrowie Górniczej

własna szkoła językowa